Tagi

Francja (1) Indonezja (30) Kambodża (3) Malezja (11) Tajlandia (6)

28 Mar 2012

Kobiety VS Żywioł

Oprócz taniego piwa jeszcze kilka atrakcji zastać można w Kucie. Jedną z nich jest mozliwosc surfowania za grosze. Za około 6 dolarów mozna wypożyczyć deskę surfingową na cały dzień, hulaj dusza piekła nie ma. Grzechem byłoby nie skorzystać z takiej okazji, więc spedzamy w wodzie większość czasu, czasami bagatelizując ostrzeżenia Baileysa, że fale znacznie przewyższają nasze umiejętności. Po kilkunastu minutach i kilku podtopieniach wracamy na tarczy a on śmieje się wniebogłosy mówiłem Darling, mówiłem, trzeba zaczekać do wieczora. 
Nie jesteśmy i juz nie bedziemy pro surferkami ale zabawa z deską daje nam tyle frajdy i satysfakcji. Każdorazowy powrót do wody wiąże się z zakwasami i posiniaczoną skórą ale pierwszy stand up, moment kiedy fala zabiera Cię ze sobą to zastrzyk takiej adrenaliny, że ból i wysiłek odchodzą w zapomnienie.
Wiatr w Kucie narasta z dnia na dzień, fale są coraz wyższe i mocniejsze, to prawdopodobnie ostatnie dni naszego surfowania, wkrótce trzeba będzie ustąpić miejsca bardziej doświadczonym surferom. Staramy się więc wykorzystać każdą chwilę, walcząc z żywiołem przez większość dnia. W takich warunkach wychodzi się na dużo głębszą wodę a złapanie fali, dla nas amatorek, jest dość problematyczne, większość z nich jest na tyle silna, że po prostu zmiata nas z desek. Gdy jednak osiagnie się odpowiednią odległość od brzegu (czyli przewiosluje caly dystans i nie zostanie zepchnietym do wody) pozostaje juz tylko czekanie na odpowiedni moment. Tu jest juz dużo spokojniej, większość fal dopiero przybiera na sile więc nieustraszone bujamy się spokojnie na deskach. I nagle w oddali dostrzegamy podnoszącą się wodę, ułamki sekund zajmuje jej nabranie sporej prędkości i tak oto powstaje fala, a oprócz fali spore zamieszanie bo wszyscy surferzy przymierzają się do startu. Jeden z instruktorów stojących blisko brzegu na całe gardło wydaje komendę Paaaaaaaaaaddleeeeee i ruszamy wszyscy, niemal synchronicznie. Potem juz nie reagujesz na żadne odgłosy, a deski obok zdają się nie istnieć. Od tego momentu słychać już tylko przyspieszony oddech, przychodzi czas na pełną koncentrację i wiosłowanie ile sił w rękach. W głowie brzmi tylko paddle, paddle, paddle i staaaaaaaand up! Jeden odpowiedni moment i fala niesie Cię całą swoją siłą, kilkadziesiąt metrów, aż zwalnia powoli, traci moc i wskakujesz do wody a skupienie i napięcie ustepują dziecięcej radości.
Wynurzam się i szukam Kasi. W całej tej spazmatycznej radości umyka mi pozycja mojej kompanki. Gdy lokalizuje jej deske niedaleko mojej, wiem, że też popłynęła. Ale czaaaaaaaaaad! przekrzykujemy się wzajemnie. Przyjemność na fali trwa zaledwie kilka sekund, ale jest to uczucie nie do opisania, a kazde powodzenie zwiększa nasz apetyt, więc gdy już mamy wychodzić na brzeg, któraś z nas zazwyczaj rzuca entuzjastycznie Jeszcze jedna, jeszcze jedna!
I mijają godziny, a zabawa trwa w najlepsze,zazwyczaj  aż do zachodu słońca. W naszym malym plazowym campie juz czeka na nas zimne piwo. Jak widac atrakcje Bali komponują się ze sobą wysmienicie.

















No comments:

Post a Comment