Tagi

Francja (1) Indonezja (30) Kambodża (3) Malezja (11) Tajlandia (6)

30 Oct 2011

Złe dobrego początki

I oto dzisiejszego ranka, zanim jeszcze slonce rozgoscilo sie na dobre na niebie, konczy sie nasz slodki romans z Indonezja. Po powrocie ze sniadania planujemy spakowac plecaki i wyruszyc do kanionu kiedy okazuje sie ze nie ma aparatu. Ani kamery. I telefonow. I wszystkich naszych rzeczy.
Ktos wszedl do naszego pokoju hotelowego i zabral to co wartosciowe, nie oszczedzajac nawet polskich dokumentow.
Nerwowo przeszukujemy kazdy kat, niedowierzajac wciaz ze cos takiego moglo nam sie przytrafic, prosimy o interwencje wlasciciela hotelu, ktory tylko rozklada rece w gescie bezradnosci. Wraz z uplywem czasu odkrywamy brak kolejnych przedmiotow i dopada nas swiadomosc ze ktos naprawde myszkowal w naszych rzeczach, skrupulatnie je przejrzal i wyselekcjonowal.
Wizyta na policji jeszcze bardziej nas przytloczyla, policjanci potraktowali nas raczej jako urozmaicenie dnia, niz osoby, ktorym nalezy pomoc. Prawdopodobnie nikt nas nie rozumial, gdy zdawalysmy relacje z tego co sie stalo choc wszyscy przysluchiwali sie z groznymi minami. Jakis emocjonalny koktajl zawladnal nami w tym momencie, i patrzac na te powazne oficerskie twarze, mimo smutku, zaczelysmy sie smiac. Nastapila konsternacja, a my nie moglysmy przestac, i smialysmy sie jak oszalale, smialysmy sie dlugo i glosno. I przez okno zobaczylam sumatrzanskie niebo. Intensywny blekitny kolor, ktory zachwycil nas juz na samym poczatku, teraz znow przyniosl poczucie spokoju.Wszystko bedzie dobrze, pomyslalam, jestesmy tu nadal, mamy rece i nogi,i to niebo nad nami. Spojrzalam na zalzawiona twarz Kasi...i znow wybuchnelysmy smiechem.


29 Oct 2011

Panie, przestań Pan podszczypywać!

 

Wyświetl większą mapę 

Coz za dziwne zwyczaje panuja w Indonezji. Cala droga do Bukittingi uplywa nam na zmaganiach z niesfornym Podszczypywaczem, ktory przy kazdej nadarzajacej sie okazji pojawia sie obok i szczypie nas w ramiona. Gdy nasza cierpliwosc jest u kresu mowimy mu ,,Stary przestan nas podszczypywac'' a on usmiecha sie, mowi OK i szczyp. Poddalysmy sie. Na miejsce dotarlysmy wyszczypane jak nigdy, lecz szczesliwe bo przed nami cala lista wspanialosci do zobaczenia. Bukittingi, spokojne miasteczko o wdziecznie brzmiacej nazwie jest doskonala baza wypadowa do pobliskich atrakcji, takich jak jezioro Maninjau,wulkan Merapi (dostepny dla zwiedzajacych tylko od stycznia do pazdziernika), najwiekszy kwiat na swiecie- raflezja. Nie zdazylysmy sie wypakowac a juz porwala nas zachlannosc i wybralysmy sie na spacer po miejscowosci, ktorą mimo watpliwej urody, mozna polubic ze wzgledu na polozenie wsrod malowniczych wzgorz i serdecznosc tutejszych mieszkancow. Spacer po Panorama Park, skad rozciaga sie wspanialy widok na kanion, zwieksza nasza ekscytacja przed jutrzejsza przygoda. Zamierzamy przeprawic sie przez kanion z przewodnikiem i dotrzec do wioski srebrnikow, gdzie recznie wykonuje sie najpiekniejsze na zachodniej Sumatrze ozdoby ze srebra.


Wieczor spedzamy w okolicznej knajpce, gaworzac z mlodszymi i starszymi, i popijajac piwo Bintang, w ilosciach sladowych, poniewaz nie wypada tu pic kobietom. Potem posilamy sie w jednej z ulicznych jadlodajni.Probujemy Pecel Lele, dziwnego dania, skladajacego sie z miseczki ryzu, spieczonej na skwar calej ryby i bialej surowej kapusty. Okazuje sie, ze jedzenie palcami to nielatwa sztuka, ryz jest na stole, i na rekach, i na bluzkach, ryz jest wszedzie. Na koniec kobiety w podrozy myja rece w miseczkach z woda podana do posilku. Obywatele! Limonki podawane do indonezyjskich dan dodaje sie do wody, ich aromat pomaga pozbyc sie zapachu jedzenia z dloni. W zadnym wypadku nie uzywa sie ich jako dressingu do jedzenia, jak tez poczynilysmy (Ja:Kasia po co ta cytryna? Kasia patrzac z politowaniem: Jak to po co, krop salate!)
Smiechem zbylysmy te gafe, a nasz nowy indonezyjski kolega zwany Krzykaczem (nie uwierzycie jak glosne dzwieki moze wydobywac z siebie czlowiek!) opowiedzial nam jak pewnego dnia i on probowal przeskoczyc kulturowy płotek. Byla pewna europejska dziewczyna, i pewna wielka milosc, i mial byc slub ale zanim do tego doszlo odbyl sie feralny obiad, na ktorym Krzykacz mial poznac cala rodzine. Swiadomy swoich brakow w savoir vivre przy stole, przez kilka dni przed spotkaniem zul gume by nauczyc sie jesc z zamknieta buzia. Wszystko poszlo nie tak, stres sprawil ze nie tylko zapomnial zamykac buzi ale nie uzyl nawet sztuccow. Dziewczyna zerwala z nim nastepnego dnia,ale Krzykacz nie bardzo sie tym przejal:,, po co czlowiekowi kobieta jesli moze sie porzadnie najesc?''. Dziwne zwyczaje panuja w Indonezji. Podszczypuja, krzycza, i jedzenie ponad milosc przekladaja.








Dwie, zawsze tylko dwie droga Pani!

Opelet, czyli jak dostać sie wszędzie za 2.000 Rp.

Dworzec Główny of Bukittingi.

Nie 4 ani 5, równiutkie 193 ml pojemności.

28 Oct 2011

Hello Mister!

Dwa zwroty: Daaaaarling i Hello Mister i juz wiesz, ze jestes w Indonezji. Nie brak tu starszych Panow, ktorzy szarmancko dopytuja sie Darling, co dla Ciebie Darling lub dzieci pozdrawiajacych nas swym uroczym Hello Mister. Nie wiedziec czemu, te dwa nietypowe zwroty wpisaly sie na dobre w slowniczek kazdego Indonezyjczyka.
W oczekiwaniu na transport z Parapat do Bukittingi, poznajemy kolejna ciekawa postac, starszego Pana o ksywce Nancy Sumatra (bo jak twierdzi, dla dopelnienia legendy Sinatry Bog poslal na Ziemie Sumatre), ktory zabawia nas ciekawymi anegdotkami, opowiada historie o Parapat i niskim glosem wyspiewuje stare amerykanskie szlagiery.
Przychodzi czas pozegnan, Christina jedzie w swoja strone, my wsiadamy do naszego autobusu (mamy miejsca!), Nancy macha nam na pozegnanie. Zabawilysmy nad jeziorem Toba znacznie dluzej niz przypuszczalysmy a i tak zal nam stad odjezdzac.
Kilkunastogodzinna droga znowu okazuje sie udreka, nie da sie tego oczywiscie porownac do przejazdzki z kogutem, ale tez jest ciezko, w niektorych miejscach nie ma drog, z powodu obfitych opadow deszczu, autobus musi przeprawiac sie przez bloto, a my jako zbedny balast, musimy wysiadac i wsiadac, i tak trwaja te cudawianki wsrod ciemnych lasow Sumatry.
Tuz o swicie ma miejsce wielkie wydarzenie. Po raz pierwszy przekraczamy rownik droga ladowa. Z tej okazji mialysmy wypic szampana ale niemozliwym jest zdobycie go tutaj, w kraju gdzie wiodąca religia jest islam. Zrobilysmy to jednak, bez toastow i oklaskow, rownik juz za nami! Teraz wszystko bedzie do gory nogami!


Pozostałości po dawnej świetności agencji Nancy'ego

Sama słodycz, nic tylko adoptować!





27 Oct 2011

A my sobie wciąż na Tobie


Nie ma chyba na swiecie miejsca gdzie niebo ma taki kolor jak na Sumatrze. Chmury plyna leniwie nad szczytami tutejszych gor, ukladajac sie w najbardziej fantastyczne ksztalty. To miejsce jest bajkowe, wrecz nierealne.
Przejazdzka po wyspie na wypozyczonych skuterach (choc skutkuje feralna wywrotka i wieloma obtarciami) przyniosla kolejne piekne obrazy, popoludnia spedzone nad brzegiem jeziora, w ktorego lustrzanej tafli przeglada sie niebo, to wszystko sprawia ze poziom endorfiny siega zenitu i co rusz wzdychamy rozmarzone.
Mamo, Tato, zakochalysmy sie! Zostajemy na Sumatrze!








25 Oct 2011

Droga Indonezjo...






...poczatek naszej znajomosci nie byl zbyt udany, ale widzac jezioro Toba, wybaczamy Ci wszystko.
Jeszcze przed dotarciem na Samosir, oczarowalas nas swoim pieknem i w mig wpisalas sie na liste najpiekniejszych miejsc, ktore dotad odwiedzilysmy.
Tuk tuk tez nam sie podoba, choc Bloom z recepcji jest nieco dziwnym gosciem i bez przerwy proponuje nam grzyby. Mysle ze sam zjada wielkie ilosci.
Wiecej zyczen nie mamy, moze poza sloncem dnia jutrzejszego.
Z pozdrowieniami,
Kobiety w podrozy














24 Oct 2011

Trans-Sumatra-Highway

Wygrzewamy się jak kocury przekraczając granicę z Indonezja, jeden z mężczyzn pracujacych na łodzi patetycznie sciąga z masztu flage Malezji i jasne jest dla nas, ze kolejny ląd tuz przed nami. Statki i stateczki przecinaja nam droge, mijamy sie z nimi, czasami na odleglosc budzaca strach, ale kapitan ze stoickim spokojem usmiecha sie i czestuje nas kolejnym papierosem.
O Indonezji czytalysmy bardzo duzo, moze za duzo bo w miarę tej edukacji zaczelysmy watpic w sens calego przedsięwziecia. Zaczelysmy tchorzyc, znaczy się. Jest to kraj, z najwieksza iloscią muzulmanow na swiecie, nie mozna wiec bagatalizowac tutejszych zasad i nosic sie wedle swoich kaprysow.
Do Dumaiu docieramy po trzech godzinach rejsu, nie bedąc nawet pewne czy dostaniemy wizę, bo niektore źródła podają że port nie wydaje, inne natomiast, ze wydaje wizy on arrival.
Udało się! Kobiety w podrozy po raz kolejny wychodza calo z opresji.Dalsza czesc nie jest juz tak sielankowa. Zostajemy poddane szczegółowej rewizji, dziesiatki pytań o cel podrozy, jak dlugo, ktory raz, a gdy celnikom brakuje już pomysłów, którys z nich pyta nawet czy mamy jakichs członków rodziny w Dumaiu (!?!?).
W koncu trafiamy na dworzec autobusowy w malym pobliskim miasteczku, o ktorym swiat zapomnial juz dawno temu. Jak zwykle bez planu. Wiza wydawana jest na 30 dni, wiec myślimy o tym by kierowac się na południe Indonezji, przemiarzając Sumatre, Jawę, Bali, konczac wizytą na wyspie Lombok.Poznajemy jednak dziewczyne, ktora namawia nas na kilkudniowa wizyte nad Tobą, największym jeziorem w Azji Poludniowo-Wschodniej. Zyskujemy wiec nową towarzyszkę podróży i ruszamy na północ.




Na dworcu spedzamy kilka godzin, oswajajac sie z tutejszymi zwyczajami, i tak dowiadujemy sie, ze w indonezyskich jadlodajniach glupim jest pytanie o karte, poniewaz je sie tutaj tylko to, co danego dnia przygotowane jest dla gosci i wystawione w szklanej witrynie.

Wchodzimy wiec do sklepu, siadamy przy stoliku w kacie, pomiedzy polkami z chipsami i ciastkami, z zawieszonymi nad naszymi glowami szamponetkami i wcinamy zarcie nieokreslonego pochodzenia,i uszy nam sie trzesa bo smakuje wybornie.
Zanim nadjezdza autobus nawiazujemy juz wiele nowych znajomosci, urzadzamy zajecia plastyczne dla tutejszych dzieci, wypijamy hektolitry kawy i w kolko opowiadamy swoje historie.


Pierwsze indonezyjskie przysmaki






KFC drive
A potem przychodzi czas na podroz, podroz tak ciezka i dluga, ze zadna z nas nie wierzyla pewnie w jej przetrwanie. Nasz ,,bezposredni'' autobus wysadza nas godzinę później przy leśnej drodze i kierowca kaze czekac na przesiadke. Stoimy tam wiec ciemna noca, zdezorientowane cala sytuacje,az naszym oczom ukazuje sie widok rozklekotanej puszki, wypelnionej po brzegi ludzmi, drzwi sie otwieraja, jakis mezczyzna pakuje nasze plecaki i kaze wskakiwac do srodka.

I tu przychodzi czas na wyjasnienie. Indonezja to kraj, w ktorym jedyny zwiazek infrastruktury ze slowem asfalt, to podwojne A w srodku. Większość dróg określanych mianem transsumatrzanskiej autostrady to po prostu pozbawione asfaltu ścieżyny, zawieszone często nad kilkusetmetrowymi przepaściami. Jest to tez kraj, ktorego ojcem chrzestnym moglby byc Phillip Morris, pali sie tu wszedzie, w niewyobrazalnych wrecz ilosciach! Tak wiec przebywamy cala droge w chmurach dymu, Kasia siedzac prawie na kolanach jakiejs indonezyjskiej kobiety, a ja na starej kratce od Coca Coli, odpierajac ataki koguta zamkniętego w klatce obok. Co na poczatku wydaje nam sie komiczne, i sprawia wiele frajdy, po kilku godzinach zamienia sie w koszmar, w srodku nocy opuszczaja nas sily, wysiadaja kregoslupy, autobus sunie kretymi drogami, po wyboistej polnej drodze. Bez przerw, bez litości.
O swicie jestemy w Parapat. Uff.