Tagi

Francja (1) Indonezja (30) Kambodża (3) Malezja (11) Tajlandia (6)

16 Nov 2011

Veni, Vidi, Vici


Czy znasz miejsce, gdzie można wypożyczyć rowery?- pytamy pracownika punktu turystycznego. Motorbikes?Sure!- odpowiada. No, no, bicycles!
Nie kryje zaskoczenia. Przyzwyczajony do wygodnych urlopowiczów, ma w swej ofercie tylko skutery i auta. Twarz jego zmącona poszukiwaniem rozwiązania napina się i marszczy, aż nagle, jakby w przebłysku geniuszu, wybiega na zewnątrz i woła przejezdżającego na rowerze mężczyznę. Wymieniają kilka zdań po balijsku, wnioskujemy, że prosi go o pozyczenie roweru i zleca załatwienie drugiego do pary. Negocjujemy cenę, OK-mówi- rowery będą czekały za godzinę. Balijczycy to bardzo przedsiębiorczy ludzie.
Do kazdego bicykla przyczepiono po kwiatku mającym odpędzać złe duchy i zapewnić nam szczęśliwy powrót. Mężczyzna wciąż jeszcze nie może uwierzyć, że mamy ochotę pedałować w taki upał.
Nie mamy żadnego planu, nie zaopatrzyłyśmy sie w mapę. Chcemy po prostu wsiąść na rowery i pognać przed siebie. Droga wiedzie przez urokliwy deptak, zostawiamy w tyle Kute i dojeżdżamy do Legianu. Dalej ruszamy plażą, grzęznąc w piachu, brudząc się błotem po czubki głów i suniemy tak, aż do ujścia rzeki, gdzie usiłujemy przeprawić się na drugi brzeg, z rowerami na plecach . Gdy wydostajemy się z tej pułapki przychodzi czas by obrać jakis konkretny kierunek. Patrzę na Gunung Agung, który wydaje się być na wyciągnięcie ręki, na długość rowerowej ramy i mówię do Kasi: Ho na wulkan! Ona, szalona, przystaje na to bez wahania.Zaopatrując się w wodę w przydrożnym sklepiku, pytam siedzących obok mężczyzn :Panowie, jak daleko do wulkanu? Dwie godziny drogi-odpowiadają. Rowerem? Wybuchają gromkim śmiechem. Niemądre kobiety. Zerkamy ponownie w stronę ciemnej kopuły i z tej perspektywy rzeczywiście sprawa wygląda na przegraną.
I nagle przebłysk. A Tanah Lot?Ile kilometrow? Wyliczają głośno. Eeee, dwadziescia kilka... 
Do zrobienia!- wskakujemy na rowery, a oni wciąż sie smieją , myśląc pewnie,ze biedne Bule nie wiedzą na co się porywają.

Nazwa Tanah Lot oznacza ,,ląd w wodzie’’ i w pełni oddaje malownicze położenie tej malej uroczej świątynii. Choć zadeptana przez turystów, wciąż jest jednym z naszych ulubionych miejsc na Bali.

Kilometr 1.
Pełne zapału,suniemy po bezdrożach niczym przecinaki.
Kilometr 5.
Błądzimy. Po kilku próbach znalezienia osoby mówiącej po angielsku, w końcu trafiamy na jurnego młodzieńca, który szczegółowo objaśnia nam plan dojazdu do świątynii . Zapominamy wszystkie wskazówki zanim jeszcze zdążymy z powrotem wsiąść na rowery. To może glupota , byc może zuchwalstwo, jednak kobieca intuicja jest najlepszym GPSem.
Kilometr 8:
Przejeżdżamy obok znaku drogowego.
Kasia: Daleko jeszcze? Spoglądam na napis Tanah Lot, tuż za nim równiutka 20. 
10 kilometrów!- krzyczę. Kasia uśmiecha się szeroko. Super, już bliziutko!
Tak, tak, bliziuteńko! Mój coraz dłuższy nos aż zahacza o kierownicę.
Kilometr 14.
Chyba dostaje udaru. Zatrzymujemy się by kupic mi jakies nakrycie glowy. Kasia zwęszyła mój podstęp i wypytuje sklepikarzy gdzie ten Tanah Lot, powinien być tuż tuż. Całe szczęście żaden z nich nie mówi po angielsku.
Kilometr 18.
Dobra, przyznaje. To był naprawde szalony pomysl. Widoki sa powalające, ale upal również, i te ciągłe podjazdy pod górkę. Za każdym razem gdy na najniższych przerzutkach zmagamy się z kolejnym wzniesieniem, mysle o tym jak pięknie będzie z niego zjeżdżać w drodze powrotnej.
Kilometr 22.
Mamy stan przedzawałowy.
Kilometr 26.
Miły Pan z Seven Eleven obwieszcza nam że Tanah Lot już za kilometr! Dopada nas taka euforia ze nie możemy przestac pedałować! Zrobilysmy to, krzycze do Kasi,udalo się! Gdy dojeżdżamy na miejsce, zmęczenie ustępuje radości, jesteśmy tak podekscytowane ze nie możemy przestac gadac. Kasia swoje, ja swoje, kazda przeżywa ten maly sukcesik na swój sposób.

Łyk zimnej coli i widok Tanah Lot wieńczy nasze dzieło. Veni,Vidi, Vici.























Wyświetl większą mapę

No comments:

Post a Comment