Głowię się i głowię, dlaczego tak bardzo
nie lubię Kuala Lumpur i przyznam, że nie przychodzi mi do głowy żaden konkretny
powód. Malezja, samozwańczy numer 1 wśród krajów azjatyckich, to miejsce
schludne i cywilizowane. Gdy kilka miesięcy temu, wylądowałyśmy w Kuala Lumpur
po raz pierwszy, odetchnęłyśmy z ulgą po kilku tygodniach spędzonych w dzikich,
hałaśliwych Indiach. Dziś nie pozostało już nic z tamtejszych zachwytów,
Malezja męczy nas coraz bardziej, z każdą kolejną wizytą, z każdym kolejnym
dniem. Różnorodność kulturowa, która zdaje się być największą duma narodową sprawia,
że jest to kraj zlepiony z wielu kontrastów, które bardziej dają poczucie
chaosu, niż interesującej wielobarwności. Zupa zrobiona ze wszystkiego co masz
w lodówce, nie gwarantuje dobrego smaku.
Poza tym, uświadomiłyśmy sobie już dawno
temu, że najważniejszym czynnikiem, który składa się na poczucie komfortu w
danym miejscu jest bezpieczeństwo. Nie znajdujemy go tutaj zupełnie. Podczas
gdy hasamy swobodnie, nawet nocna porą, w każdym innym kraju azjatyckim, w
Malezji nie wypuszczamy się nigdzie po zachodzie słońca. Tutejsi Chińczycy czy
Hindusi czują się znacznie swobodniej niż w swoich krajach i słyszałyśmy wiele
historii o brutalnych napadach na obcokrajowców. Malajowie nie pozostają w tyle
i co rusz również zapisują się w kryminalnych kartotekach.
Męczy nas również tutejsza pogoda,
tęsknimy za orzeźwiającym powiewem wiatru, za wieczorem bez deszczu i duchoty.
Czasami gdy wracamy z godzinnego spaceru, umoczone jak po tygodniowym aerobiku,
mamy ochotę spakować się i wyjechać, tylko by dotrzeć gdzieś, gdzie będzie
można odetchnąć świeżym powietrzem.
Niestety po przeanalizowaniu naszych kont
bankowych, z przykrością stwierdziłyśmy, że takie szaleństwa nie wchodzą w grę a
my migiem musimy znaleźć jakieś źródło dochodu. Nie minęło kilka dni, a już
pracujemy w Kuala Lumpur, pracujemy bez krzty pasji i zapału, jednak bez
wytchnienia, bo wiemy, że przyjdzie w końcu dzień gdy odbierzemy nasze ciężko
zarobione miliony i ruszymy w świat.
Gdy myślę o Kuala Lumpur przypominają mi
się słowa naszej malezyjskiej koleżanki. Pewnego dnia gdy siedziałyśmy na dachu
naszego budynku, skąd rozciąga się piękny widok na miasto, spojrzała przed
siebie i powiedziała: Spójrz, z tej perspektywy KL wygląda tak dostojnie, a gdy
człowiek zejdzie na dół i zobaczy to wszystko z bliska, od razu ma ochotę się
wyprowadzać. Nie ma trafniejszej pointy. Kuala Lumpur przypomina mi miłe lecz
dzikie zwierzę. Z pozoru wygląda uroczo , ale gdy się zbliżysz, nigdy nie daje
się przytulić. I choć wytrwale próbujemy, wciąż nie widać szansy by w końcu je
oswoić.
Numer 1? |
O wschodzie bywa pięknie... |
...o zachodzie też. |
No comments:
Post a Comment