W oczekiwaniu na transport z Parapat do Bukittingi, poznajemy kolejna ciekawa postac, starszego Pana o ksywce Nancy Sumatra (bo jak twierdzi, dla dopelnienia legendy Sinatry Bog poslal na Ziemie Sumatre), ktory zabawia nas ciekawymi anegdotkami, opowiada historie o Parapat i niskim glosem wyspiewuje stare amerykanskie szlagiery.
Przychodzi czas pozegnan, Christina jedzie w swoja strone, my wsiadamy do naszego autobusu (mamy miejsca!), Nancy macha nam na pozegnanie. Zabawilysmy nad jeziorem Toba znacznie dluzej niz przypuszczalysmy a i tak zal nam stad odjezdzac.
Kilkunastogodzinna droga znowu okazuje sie udreka, nie da sie tego oczywiscie porownac do przejazdzki z kogutem, ale tez jest ciezko, w niektorych miejscach nie ma drog, z powodu obfitych opadow deszczu, autobus musi przeprawiac sie przez bloto, a my jako zbedny balast, musimy wysiadac i wsiadac, i tak trwaja te cudawianki wsrod ciemnych lasow Sumatry.
Tuz o swicie ma miejsce wielkie wydarzenie. Po raz pierwszy przekraczamy rownik droga ladowa. Z tej okazji mialysmy wypic szampana ale niemozliwym jest zdobycie go tutaj, w kraju gdzie wiodąca religia jest islam. Zrobilysmy to jednak, bez toastow i oklaskow, rownik juz za nami! Teraz wszystko bedzie do gory nogami!
Pozostałości po dawnej świetności agencji Nancy'ego |
Sama słodycz, nic tylko adoptować! |
No comments:
Post a Comment